poniedziałek, 29 lipca 2013

Będzie limit na RRSO pożyczek

Tak przynajmniej wynika z założeń do projektu ustawy, nad jakim pracuje Ministerstwo Finansów, i który w ciągu najbliższych dni ma trafić do uzgodnień międzyresortowych. Z pomysłów MF wynika też, że powstanie specjalny rejestr firm pożyczkowych a miejsce na nim przyznawać będzie Komisja Nadzoru Finansowego. Krytycy tych koncepcji podkreślają, że ich wejście w życie oznaczać będzie koniec branży pożyczek internetowych w Polsce. Dlaczego?

Jak wiecie kilka lat temu tzw. ustawą antylichwiarską wprowadzono maksymalny limit na oprocentowanie kredytów. Limit ten zależy od wysokości stóp procentowych NBP i obecnie wynosi 16 proc. w skali roku. Po ustanowieniu tego limitu większość banków wycofało się z udzielania niewielkich, krótkoterminowych pożyczek. Po prostu koszty stałe sprzedaży takich produktów, niezależne od wysokości kredytu, były na tyle wysokie, że ich odzwierciedlenie w oprocentowaniu powodowało przekroczeniu ustawowego limitu. Sytuację świetnie wykorzystały za to firmy spoza sektora bankowego, które przeniosły koszty pożyczek na opłaty dodatkowe, bo te nie podnoszą oprocentowania nominalnego.

W resorcie finansów narodził się więc pomysł, by nałożyć limit na roczną rzeczywistą stopę oprocentowania, na której wysokość wpływ ma nie tylko oprocentowanie nominalne ale także wszystkie dodatkowe opłaty. W rezultacie można się spodziewać, że udzielanie tzw. chwilówek na niewielkie kwoty już wkrótce nie będzie możliwe. No chyba, że nieoficjalnie. Oczywiście, wszystko zależeć będzie od tego na jakim poziomie ustanowiony zostanie limit RRSO. Z dużym prawdopodobieństwem można jednak założyć, że rzeczywiste oprocentowanie większości krótkoterminowych pożyczek w nim się nie zmieści.

Krytycy pomysłu MF podkreślają, że w wyniku realizacji najnowszej koncepcji resortu duża część społeczeństwa zostanie pozbawiona możliwości ubiegania się o finansowanie w legalnie działających firmach i zwróci się o pomoc do podmiotów działających nieoficjalnie. W innym scenariuszu internetowe firmy pożyczkowe wyrejestrują się z Polski i przeniosą do sąsiednich krajów, gdzie będą płacić podatki i pożyczać pieniądze naszym rodakom przez sieć. Warto dodać, że bankowcy, których trudno podejrzewać o nadmierną sympatię do branży pożyczkowej, również są zdania, że RRSO nie jest dobrym sposobem na porównanie kosztów chwilówek.

Trudno więc zrozumieć, jakim cudem taki kontrowersyjny pomysł narodził się w głowach ministerialnych urzędników. Ale tych ostatnio coraz więcej, że wspomnę choćby opisaną przeze mnie w poprzednim poście koncepcję objęcia kontrolą organizacji płatniczych, dla której jednak można znaleźć logiczne uzasadnienie. Dla limitowania RRSO raczej się nie da.

Co myśli na ten temat KNF, na barki której nałożone zostaną nowe obowiązki, przeczytacie dzisiaj w DGP.

środa, 24 lipca 2013

Minister finansów chce nadzoru nad Visą i MasterCardem

Jeszcze nie opadł kurz po batalii o regulację maksymalnej wysokości prowizji interchange, jaką sklepy odprowadzają po przyjęciu transakcji kartą, a już szykuje się kolejna, której celem jest ograniczenie pozycji MasterCarda i Visy na polskim rynku. Ministerstwo Finansów pracuje nad projektem ustawy, który ma poddać obie organizacje nadzorowi KNF-u lub NBP-u.

Wiem, wiem, że to może brzmi jak niezły dowcip, bo, z tego co wiem, nigdzie w Europie firmy te nie podlegają nadzorowi krajowych organów. Ale możecie mi wierzyć, że nie dowcipkuję. Zresztą informację tę potwierdził wiceminister finansów Wojciech Kowalczyk. Na razie nie znam szczegółów projektu, ponoć powstały dopiero ogólne założenia. Wynika z nich, że Visa, MasterCard i inne organizacje płatnicze najpierw będą musiały prosić o wpis do specjalnego rejestru. A później będą zobowiązane do występowania o zgodę każdorazowo, gdy zechcą zmienić ceny swoich usług lub zasady pobierania opłat.

Po co to? W ustawie regulującej prowizje od transakcji kartami, przyjętej właśnie przez sejmową Komisję Finansów Publicznych, zapisano maksymalny limit na interchange. Ale nie wspomina się tam ani słowem o innych prowizjach pobieranych przez organizacje płatnicze. Chodzi np. o opłaty marketingowe czy tzw. procesingowe. Łatwo więc sobie wyobrazić, że po wejściu w życie tej ustawy organizacje płatnicze podniosą pozostałe opłaty lub wprowadzą nowe, rekompensując sobie spadek interchange. Cała batalia o obniżkę tej prowizji na nic się więc może zdać. Jednak jeżeli wdrożony zostanie najnowszy pomysł Ministerstwa Finansów, problem zostanie rozwiązany bo nie będą mogły tego zrobić bez zgody organu nadzorczego, takiego jak KNF czy NBP.

Z takiego rozwiązania na pewno ucieszą się akceptanci. Dla banków będzie to raczej neutralne. Na miejscu organizacji płatniczych chyba wolałbym takie rozwiązanie, niż limitowanie wszystkich opłat stawką maksymalną. Bo wtedy w przypadku jakiejkolwiek zmiany na rynku nie mogłyby dostosować swojej oferty do nowych warunków. Według najnowszego pomysłu resortu finansów taką możliwość zyskają, jeżeli odpowiednio uargumentują swoje zamiary organom państwowym. Natomiast użytkownicy kart i tak nie będą wiedzieli o co chodzi, ale, jak zwykle, za wszystko będą musieli zapłacić. 

Ja zastanawiam się jednak, czy istnieją granice ingerencji urzędników i polityków w rynek. I jak bardzo dziś muszą bankowcy żałować, że w ubiegłym roku nie udało im się zmusić MasterCarda do zaakceptowania kompromisu w sprawie redukcji interchange, który, gdyby udało się go przyjąć, zapobiegłby zaangażowaniu w sprawę polityków.

Trochę więcej na ten temat w moim tekście dzisiaj w Dzienniku Gazecie Prawnej.