Jeszcze nie opadł kurz
po batalii o regulację maksymalnej wysokości prowizji interchange,
jaką sklepy odprowadzają po przyjęciu transakcji kartą, a już
szykuje się kolejna, której celem jest ograniczenie pozycji
MasterCarda i Visy na polskim rynku. Ministerstwo Finansów pracuje
nad projektem ustawy, który ma poddać obie organizacje nadzorowi
KNF-u lub NBP-u.
Wiem, wiem, że to może brzmi
jak niezły dowcip, bo, z tego co wiem, nigdzie w Europie firmy te
nie podlegają nadzorowi krajowych organów. Ale możecie mi wierzyć,
że nie dowcipkuję. Zresztą informację tę potwierdził
wiceminister finansów Wojciech Kowalczyk. Na razie nie znam
szczegółów projektu, ponoć powstały dopiero ogólne założenia.
Wynika z nich, że Visa, MasterCard i inne organizacje płatnicze
najpierw będą musiały prosić o wpis do specjalnego rejestru. A później będą
zobowiązane do występowania o zgodę każdorazowo, gdy zechcą
zmienić ceny swoich usług lub zasady pobierania opłat.
Po co to? W ustawie
regulującej prowizje od transakcji kartami, przyjętej właśnie
przez sejmową Komisję Finansów Publicznych, zapisano maksymalny
limit na interchange. Ale nie wspomina się tam ani słowem o innych
prowizjach pobieranych przez organizacje płatnicze. Chodzi np. o
opłaty marketingowe czy tzw. procesingowe. Łatwo więc sobie
wyobrazić, że po wejściu w życie tej ustawy organizacje płatnicze
podniosą pozostałe opłaty lub wprowadzą nowe, rekompensując sobie spadek interchange. Cała
batalia o obniżkę tej prowizji na nic się więc może zdać.
Jednak jeżeli wdrożony zostanie najnowszy pomysł Ministerstwa
Finansów, problem zostanie rozwiązany bo nie
będą mogły tego zrobić bez zgody organu
nadzorczego, takiego jak KNF czy NBP.
Z takiego rozwiązania na
pewno ucieszą się akceptanci. Dla banków będzie to raczej neutralne. Na miejscu organizacji płatniczych chyba wolałbym takie rozwiązanie, niż limitowanie wszystkich opłat stawką maksymalną. Bo wtedy w przypadku jakiejkolwiek zmiany na rynku nie mogłyby dostosować swojej oferty do nowych warunków. Według najnowszego pomysłu resortu finansów taką możliwość zyskają, jeżeli odpowiednio uargumentują swoje zamiary organom państwowym. Natomiast użytkownicy kart i tak nie będą wiedzieli o co chodzi, ale, jak zwykle, za wszystko będą musieli zapłacić.
Ja zastanawiam się jednak, czy istnieją granice ingerencji
urzędników i polityków w rynek. I jak bardzo dziś muszą bankowcy
żałować, że w ubiegłym roku nie udało im się zmusić
MasterCarda do zaakceptowania kompromisu w sprawie redukcji
interchange, który, gdyby udało się go przyjąć, zapobiegłby
zaangażowaniu w sprawę polityków.
Trochę więcej na ten
temat w moim tekście dzisiaj w Dzienniku Gazecie Prawnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz