Tak przynajmniej wynika z założeń do projektu ustawy, nad
jakim pracuje Ministerstwo Finansów, i który w ciągu najbliższych dni ma trafić
do uzgodnień międzyresortowych. Z pomysłów MF wynika też, że powstanie
specjalny rejestr firm pożyczkowych a miejsce na nim przyznawać będzie Komisja
Nadzoru Finansowego. Krytycy tych koncepcji podkreślają, że ich wejście w życie
oznaczać będzie koniec branży pożyczek internetowych w Polsce. Dlaczego?
Jak wiecie kilka lat temu tzw. ustawą antylichwiarską
wprowadzono maksymalny limit na oprocentowanie kredytów. Limit ten zależy od
wysokości stóp procentowych NBP i obecnie wynosi 16 proc. w skali roku. Po
ustanowieniu tego limitu większość banków wycofało się z udzielania
niewielkich, krótkoterminowych pożyczek. Po prostu koszty stałe sprzedaży
takich produktów, niezależne od wysokości kredytu, były na tyle wysokie, że ich
odzwierciedlenie w oprocentowaniu powodowało przekroczeniu ustawowego limitu.
Sytuację świetnie wykorzystały za to firmy spoza sektora bankowego, które
przeniosły koszty pożyczek na opłaty dodatkowe, bo te nie podnoszą
oprocentowania nominalnego.
W resorcie finansów narodził się więc pomysł, by nałożyć
limit na roczną rzeczywistą stopę oprocentowania, na której wysokość wpływ ma
nie tylko oprocentowanie nominalne ale także wszystkie dodatkowe opłaty. W rezultacie można się spodziewać, że
udzielanie tzw. chwilówek na niewielkie kwoty już wkrótce nie będzie możliwe.
No chyba, że nieoficjalnie. Oczywiście, wszystko zależeć będzie od tego na
jakim poziomie ustanowiony zostanie limit RRSO. Z dużym prawdopodobieństwem
można jednak założyć, że rzeczywiste oprocentowanie większości
krótkoterminowych pożyczek w nim się nie zmieści.
Krytycy pomysłu MF podkreślają, że w wyniku realizacji
najnowszej koncepcji resortu duża część społeczeństwa zostanie pozbawiona
możliwości ubiegania się o finansowanie w legalnie działających firmach i
zwróci się o pomoc do podmiotów działających nieoficjalnie. W innym scenariuszu
internetowe firmy pożyczkowe wyrejestrują się z Polski i przeniosą do
sąsiednich krajów, gdzie będą płacić podatki i pożyczać pieniądze naszym
rodakom przez sieć. Warto dodać, że bankowcy, których trudno podejrzewać o
nadmierną sympatię do branży pożyczkowej, również są zdania, że RRSO nie jest
dobrym sposobem na porównanie kosztów chwilówek.
Trudno więc zrozumieć, jakim cudem taki kontrowersyjny
pomysł narodził się w głowach ministerialnych urzędników. Ale tych ostatnio
coraz więcej, że wspomnę choćby opisaną przeze mnie w poprzednim poście
koncepcję objęcia kontrolą organizacji płatniczych, dla której jednak można
znaleźć logiczne uzasadnienie. Dla limitowania RRSO raczej się nie da.
Co myśli na ten temat KNF, na barki której nałożone zostaną
nowe obowiązki, przeczytacie dzisiaj w DGP.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz