Większość z użytkowników kart kredytowych zapewne wie, a
jeżeli komuś to jeszcze umknęło, donoszę, że wypłacanie nimi gotówki z
bankomatów kompletnie się nie opłaca. Po pierwsze dlatego, że pobrane w ten
sposób pieniądze od razu powiększają saldo zadłużenia, które podlega
oprocentowaniu. A w przypadku kart kredytowych oprocentowanie to jest bardzo
wysokie i zazwyczaj równe maksymalnemu limitowi, wprowadzonemu przez tzw.
ustawę antylichwiarską. Obecnie wynosi 16 proc. w skali roku. Po drugie
dlatego, że banki każą sobie słono płacić za skorzystanie kredytówką z
bankomatu nawet swojego banku. Za tak nieprzemyślany gest klient karany jest więc
podwójnie.
Z niemałym zdziwieniem powziąłem więc informację, że oto Millennium modyfikuje ofertę kart kredytowych i kwoty podjęte nimi z
bankomatu zwalnia z oprocentowania w okresie bezodsetkowym. Ciężko było mi
uwierzyć, że bank dobrowolnie rezygnuje z przychodów, zwłaszcza w okresie, gdy
większość instytucji robi wszystko, by ze swoich klientów wycisnąć jak
najwięcej.
No i się nie pomyliłem. Wraz ze zmianą korzystną dla klienta
wprowadzana jest inna, już mniej miła dla użytkowników kredytówek. Opłata za
podjęcie gotówki z bankomatu za ich pomocą rośnie z, i tak już wysokich, 3 proc.,
do 3,99 proc. Przy czym podniesiona została także prowizja minimalna, z 7 do
9,99 zł. Co to oznacza? Załóżmy, że klient zdecyduje się wziąć z bankomatu 100
zł. A zachęcony ofertą Millennium uczyni to kartą kredytową. Za taką
przyjemność zapłaci niemal 10 zł, czyli 10 proc. podejmowanej kwoty. Nawet
jeżeli pieniądze spłaci w okresie bezodsetkowym i tak rzeczywiste roczne
oprocentowanie takiego darmowego kredytu wyniesie ponad 200 proc. Taniocha, no
nie?
Mam nadzieję, że żaden z moich czytelników nie da się złapać
w pułapkę zastawioną przez Millennium. Zwłaszcza, że nie tak trudno ją
dostrzec. Tym bardziej zastanawiające dlaczego i na kogo została zastawiona.
1 komentarz:
I tak się obchodzi ustawę antylichwiarską
Prześlij komentarz