PKO BP, Śląski, Alior, Toyota
Bank, BGŻ Optima. To tylko część banków, które w ostatnich
tygodniach podjęły decyzję o zmianie swojej oferty depozytowej na
niekorzyść dla klientów. Cięcia stawek stały się codziennością
od kiedy Rada Polityki Pieniężnej rozpoczęła cykl obniżek stóp
procentowych. Jednocześnie jednak pojawiają się promocje produktów
oszczędnościowych, które swoim oprocentowaniem znacznie
przewyższają rynkową średnią. Jedną z nich, szeroko reklamowaną
także w telewizji, jest Family Saver w Open Finance. To rachunek
oszczędnościowy, na którym można zarobić 8 proc. w skali roku.
Oprocentowanie jest stałe i gwarantowane przez 5 lat. Cud czy
pułapka na nieświadomych i naiwnych? Rozbierzmy ofertę Open
Finance na czynniki pierwsze.
Aby nie było tak dobrze
OF wprowadza limity kwot, które można odkładać na rachunku
oszczędnościowym. W zależności od wybranego wariantu wynoszą one
od 25 zł do maksymalnie 200 zł miesięcznie. Jeżeli więc macie
wolne 10 tys. zł i chcielibyście skorzystać z oferty Open to nic z
tego. Po drugie aby mieć dostęp do wysokich procentów trzeba
otworzyć zwykłe konto osobiste, którego utrzymanie kosztuje 10 zł
miesięcznie (bez grosza). No chyba że będzie zasilane odpowiednią
kwotą (min. 1000 zł) a wydana do niego karta będzie aktywnie
używana (płatności w sklepach za min. 400 zł).
Spełnienie tych wymagań
nie oznacza jeszcze, że można gromadzić pieniądze na wysoki
procent. Jedynie w najsłabszym wariancie 1000-złotowe wpływy na
rachunek pozwalają cieszyć się z wysokiej stawki oprocentowania. Wtedy można tak odkładać 25 zł miesięcznie. Jeżeli ktoś
zechce oszczędzać 50 zł, minimalne wpływy na ROR muszą wynosić
1500 zł a jeżeli ma zamiar ciułać po 100 zł - już 3000 zł. Dla najwyższej
200 zł kwoty oszczędności na rachunek w Open musi trafiać min. 10
tys. zł miesięcznie. Do tego dochodzą jeszcze wymagania a propos transakcyjności kartą, dla poszczególnych wariantów odpowiednio 400, 500, 600 i 1000 zł miesięcznie.
Co to wszystko oznacza?
Oferta jest tak skalkulowana, że bank na niej na pewno nie straci.
Gwarantuje sobie wysokie przychody z tytułu prowizji od obrotu na
karcie debetowej a jednocześnie zapewnia wpływy na nieoprocentowane
podstawowe konto. Może więc sobie pozwolić nawet na dopłacanie do
oprocentowania na rachunku oszczędnościowym. Zwłaszcza, że
przelewane tam sumy są limitowane. Pewnie więc spodziewacie się,
że spiszę na straty propozycję Open Finance? Otóż nie. Doszedłem
do wniosku, że pewną grupę klientów ta oferta może zainteresować. Jeżeli ktoś ma problemy z oszczędzaniem pieniędzy i szuka
motywacji do rozpoczęcia budowy kapitału np. emerytalnego,
propozycja jest warta rozważenia. Trzeba się tylko przygotować na
pożegnanie z obecnym bankiem, bo konstrukcja promocji w praktyce do
tego zmusza, oraz zadbać o odpowiednie wpływy na konto i obroty na
karcie, by nie płacić za prowadzenie nowego konta. Wreszcie trzeba
być przygotowanym na dłuższą współpracę z Getin Noble Bankiem,
który dostarcza produkty dla Open Finance.
I tu jest problem. GNB ma
fatalną opinię wśród klientów. Głównie z powodu wciskania
ludziom produktów skomplikowanych, których kompletnie nie
rozumieją. W najnowszej promocji też jest mnóstwo warunków, które
niełatwo pojąć. Pytanie czy doradcy Open Finance
zainteresowanym klientom je objaśnią, by na ich propozycję
zdecydowali się świadomie. Mam co do tego wątpliwości. A
telewizyjna reklama, która sugeruje, że 8 proc. można uzyskać bez
opłat i zobowiązań, tylko te wątpliwości pogłębia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz