środa, 6 lutego 2013

Oszczędzanie dostępne tylko dla wybranych

Jak myślicie, w jaki sposób Polacy najczęściej lokują swoje oszczędności? Pewnie wydaje się Wam, że w obligacjach, na wysoko oprocentowanych depozytach, ewentualnie w funduszach inwestycyjnych, akcjach, nieruchomościach? Nic bardziej mylnego... Zwykłe konto osobiste, które zazwyczaj nie zapewnia nawet minimalnych odsetek albo gotówka w portfelu czy pod ubraniami w szafie. To najpopularniejsze formy oszczędzania wśród naszych rodaków. Takie wyniki przynosi sondaż przeprowadzony na zlecenie Nordea Banku przez instytut Millward Brown SMG/KRC.

Wynika z niego, że 41 proc. Polaków przetrzymuje swoje nadwyżki finansowe na rachunku rozliczeniowym. Na drugim miejscu są lokaty z rezultatem 28 proc. a na trzecim gotówka – 27 proc. Łącznie więc dwie trzecie wszystkich naszych krajanów, którzy deklarują posiadanie jakichkolwiek nadwyżek finansowych, nie robi nic by przynajmniej zachować ich wartość, nie mówiąc już o pomnażaniu.

Dlaczego tego rodzaju zachowania przeważają wśród naszych rodaków tłumaczyć może częściowo kwota posiadanych oszczędności. Jeden na trzech respondentów deklarujących dysponowanie zaskórniakami nie ma więcej niż 5 tys. zł. Najwyraźniej więc wychodzą z założenia, że nie ma co bawić się w inwestowanie, skoro odsetki od posiadanych sum wystarczą co najwyżej na waciki. Zwłaszcza, że większość ankietowanych odkładając pieniądze nie myśli o nazbyt odległych celach. Najczęściej zbierają na najbliższe wakacje (20 proc. wskazań), samochód (17 proc.) i mieszkanie (15 proc.). Oszczędzanie z myślą o własnej emeryturze uskutecznia jedynie 14 proc. Polaków.

Ale dla mnie najważniejszą informacją z sondażu dla Nordei jest to, że jedynie co piąty mieszkaniec naszego kraju ma jakiekolwiek oszczędności. Większość żyje od pierwszego do pierwszego i wydaje wszystko, co uda im się zarobić w danym miesiącu. Zastanawiam się, czy rzeczywiście nie stać ich na oszczędzanie, czy po prostu banki nie wystarczająco motywują  ich do tego swoją ofertą? Mając na uwadze zyskowność z bankowych lokat ta druga opcja wydaje mi się coraz bardziej prawdopodobna.

7 komentarzy:

kry pisze...

Nie przykładałbym większej wagi do tego typu sondaży.

Jak piszesz, co trzeci ma poniżej 5000 PLN, więc jaki jest sens trzymania tego na koncie oszczędnościowym? Daje to 200 PLN rocznie, czyli około 15 PLN miesięcznie.

Owe 5000 PLN to są niewielkie pieniądze, które najczęściej są trzymane awaryjnie, "na wszelki wypadek", a więc ważna jest płynność. A konto oszczędnościowe takiej płynności nie zapewnia, bo np. mamy jeden przelew bezpłatny, a drugi nam może pożreć całe odsetki.

Poza tym, jak słusznie wspomniałeś, większość społeczeństwa żyje od pierwszego do pierwszego, w biedzie, a wręcz w ubóstwie, więc trudno, by ci ludzie mieli jakieś oszczędności. Nie stać ich na oszczędzanie.

Jeśli zarabiałbyś 1200-1500 PLN i miał opłaty około 800-1000 PLN to pewnie inaczej postrzegałbyś los tych ludzi.

Ci ludzie nie myślą o tym, jak tu zaoszczędzić, tylko raczej jak tu przeżyć, żeby się nie zapożyczać (lub nie zapożyczyć bardziej niż są zapożyczeni).

Niestety, kto nie zaznał skromnego życia ten pewnych rzeczy nigdy nie zrozumie. Jak to się mówi, "syty głodnego nie zrozumie".

Unknown pisze...

A no właśnie mnie dziwi trochę fakt, że ludzie tak rzadko korzystają z kont oszczędnościowych. Jeżeli ktoś zarabia 1200-1500 zł miesięcznie jak piszesz, to powinien liczyć się dla niego każdy grosz, nawet te 15 zł, jakie można zarobić na ulokowaniu pięciu tysiączków. Nawet jeżeli w jakimś miesiącu dziwnym zrządzeniem losu trzeba będzie wypłacić pieniądze dwa razy i zapłacić 3 zł za przelew.
A co do zrozumienia głodnych, czy ja Ci wyglądam na sytego? :)

kry pisze...

Napisałeś, że większość ludzi żyje od pierwszego do pierwszego i zastanawiasz się, czy rzeczywiście tych ludzi nie stać na oszczędzanie.

Przepraszam za bezpośredniość, ale dla mnie oznacza to tyle, że nie byłeś na ich miejscu, skoro Cię to zastanawia, więc masz prawo tego nie rozumieć. Mnie to nie zastanawia, bo byłem w ich położeniu i doskonale rozumiem, jak to jest nie mieć kasy na podstawowe produkty czy też głowić się, jak ogarnąć wszystkie opłaty. Wówczas, niestety, nie myśli się o oszczędzaniu.

Weźmy też pod uwagę fakt, że kilkadziesiąt lat temu nie prowadzono żadnej edukacji finansowej i teraz są tego efekty. Zresztą teraz też się nie prowadzi i jeśli człowiek chce się czegoś dowiedzieć, musi to robić na własną rękę.

Trzeba też pamiętać, że banki nie dają poczucia bezpieczeństwa wśród szarego obywatela, a afery takie jak z Amber Gold temu nie sprzyjają. Szary obywatel nie wie, czym się różni parabank od banku. Zwłaszcza, że banki też oszukują i wszystkie haczyki na swoich klientów umieszczają w gwiazdkach.

Ogólnie to, co fundują nam media i wszelkiego rodzaju sondaże to jest jedno wielkie kłamstwo. W Polsce panuje ogromna bieda, mimo iż na pozór tego nie widać. Ale media wolą pisać, że w Polsce przeciętnie się zarabia po 3-4 tysiące. Oczywiście, to jest statystyka, ale takie informacje czytają w większości ludzie, którzy tego nie rozumieją. Taki to ma jednak cel - wywołać poruszenie wśród ludzi. Tymczasem takie dane statystyczne niczemu nie służą, bo niewiele osób zarabia takie pieniądze. Dzisiaj w Polsce nie ma tzw. klasy średniej. Albo się zarabia dużo więcej, albo dużo mniej. Zgodzisz się ze mną?

Wracając do tematu 5000 PLN, powiem szczerze, że też nie chciałoby mi się trzymać takich pieniędzy na koncie oszczędnościowym. Gdybym miał świadomość, że będę mógł dokładać, to owszem, ale bez takiej perspektywy nie ma to sensu. Lepiej mieć te pieniądze na normalnym koncie i mieć ten komfort, że mogę je wydać. Równie dobrze te 15 PLN mogę zyskać pozbawiając się jakiejś przyjemności typu piwko, jakieś słodycze, itp., co nawet mi na zdrowie wyjdzie :).

Unknown pisze...

Z niektórymi Twoimi wnioskami trudno polemizować. Ale w kilku miejscach jesteś niekonsekwentny i sobie zaprzeczasz. Najpierw piszesz, że są ludzie, których nie stać na oszczędzanie a później, że sam byłeś w takiej sytuacji i nawet jakbyś miał te 5 tys. to byś nie inwestował, bo łatwiej oszczędzić odmawiając sobie piwka. A więc jednak się da jakiś grosz uciułać będąc nawet w trudnej sytuacji? :) Nie twierdzę, że ogół społeczeństwa jest w stanie kumulować kapitał. Uważam jednak, że wielu z tych, którzy tego nie robią, mogłoby, gdyby bardziej chciało.

Anonimowy pisze...

Autorze, pominąłeś ważny wg mnie fakt - wiarygodność sondaży. Pytania o pieniądze należą do najbardziej wrażliwych. Gdyby mnie sondażysta spytał o wysokość oszczędności przez telefon, odpowiedziałbym bez wahania 2 000zł mając np 5 000zł. Mając 10 000zł odpowiedziałbym... 2 000zł, bo dlaczego nie. Tak jest bezpieczniej.

W związku z tym spodziewałbym się sporo wyższego poziomu faktycznych oszczędności w kraju, co z kolei wskazywałoby na jeszcze niższy poziom edukacji finansowej i braku zaufania do instytucji, niż wynika z tych danych.

@kry: Wydaje mi się, że Twoje wnioski co do ogólnej biedy idą zbyt daleko. Nie znam wyników badań, ale znam ileś różnie zamożnych osób z dużych miast, małych miejscowości i wsi, którzy z kolei znają dobrze swoje środowiska. Nie słyszałem i oni też nie słyszeli o żadnym przypadku, w którym _ktokolwiek_ by chodził głodny. Najwyżej kogoś nie stać na większe ilości mięsa. Jedzenia jest na stołach zwykle zbyt dużo i jest za drogie (niezdrowe, za dużo mięsa, za mało warzyw, kasz itp.)

Spotykam się za to ze zdziwieniem, dlaczego żyjąc w stolicy (nie zarabiam zbyt wiele) nie mam 40- czy 50- calowego telewizora, dlaczego nie używam w aucie nawigacji gps, dlaczego nie mam drogiego smartfona...

Unknown pisze...

Wiadomo, każdy sondaż jest w pewnym sensie ułomny i analizując, wyciągając z niego wnioski, trzeba brać to pod uwagę. mam tylko wrażenie, że czasem jest odwrotnie jak piszesz, ktoś kto nie ma oszczędności, może chcieć się dowartościować w oczach innych i podawać zawyżone wartości. Per saldo więc wynikom można chyba wierzyć...

Unknown pisze...

Coś jest w tym, co napisał Pan, Panie Jacku, w ostatnim komentarzu.
Uważam, że bieda większości Polaków wynika właśnie z naszych zachowań i podejścia do życia co również wynika z powyższego artykułu. Bo nie o to chodzi, że większość społeczeństwa nie ma co do garnka wrzucić, ale o to że chcieliby tam wrzucać to co najlepsze.
Gdzie tu długo szukać? Nawet w bardzo bliskich, rodzinnych kręgach mam osoby, którym pieniądze się nie przelewały i były problemy z zadłużeniami, kredytami, a jednak ciężko sobie było odmówić takich drobnych przyjemności jak kablówka, jakieś dobre piwko zawsze w lodówce czy papierosy. Oczywiście na wszystko są jakieś wymówki i każdy chce żyć na jakimś poziomie aby nie czuć, że jest się na samym dole finansowej piramidy społecznej.
Idąc dalej, osoby te mentalnie są pogodzone z problemami finansowymi i przez to nie myślą nawet o oszczędzaniu.. Po co im jakieś grosze, jakieś 15 zł odsetek w skali miesiąca, skoro ma się dużo większe braki gotówki? Gdybym chciał te 15zł to bym mógł zrezygnować z kilku piwek i tyle.
A nie lepiej zmienić podejście na zupełnie odwrotne? Są ważniejsze sprawy niż piwko, ale jeżeli jest możliwość zyskania 15zł za darmo, to z nadwyżki będę mógł sobie na to piwko pozwolić.
Kolejna sprawa to raty, kredyty etc również na własnym, bliskim otoczeniu bazując. Ludzi nie raz nie stać na dobra, które chcą mieć JUŻ w tej chwili, jednak zamiast postarać się obyć bez tego przedmiotu i odkładać na niego odpowiednią sumę, wolą zaciągnąć kredyt bądź wziąć produkt na oprocentowane raty. Nie mówię tu o sprawach ekstremalnych, ale ludzie często dla własnej przyjemności popadają w finansowe problemy bo chcą chociaż na chwilę poczuć się zamożniejsi.
Osobiście uważam, że człowiek zamożny nie jest to osoba, która ma duże przychody danej waluty, ale osoba która szanuje pieniądze i umie nimi odpowiednio rozporządzać. Są bogaci ludzie, którzy szastają pieniędzmi i szybko wpadają w problemy finansowe - jest ich sporo na całym świecie. Są także i ludzie, którzy nie zarabiają wiele, ale dzięki swojemu odpowiedniemu podejściu do wartości pieniądza, każdej złotówki, potrafią zaoszczędzić spore sumki.

Pozdrawiam.