No i stało się. Po dwóch latach
rozmów, debat i negocjacji Sejm przyjął regulację maksymalnej
stawki interchange. Zgodnie z nią od lipca przyszłego roku banki
nie będą mogły pobierać od sklepów więcej niż 0,5 proc. kwoty
przyjętych płatności kartami. Z uwagi na fakt, że śledziłem ten
temat na bieżąco, tak doniosłego wydarzenia nie mogę pozostawić
bez komentarza :).
Jak wiecie przeciwnicy regulacji rynku
kartowego podnosili, że sztuczne, jak to określają, obniżenie
prowizji zaowocuje negatywnymi skutkami. Zaliczają do nich przede
wszystkim wzrost opłat pobieranych przez banki od użytkowników
kart. W ten sposób instytucje mają rekompensować sobie spadek
przychodów z interchange. W rezultacie znaczna część klientów ma
zrezygnować z używania kart a więc w ostateczności regulacja
przyniesie nie korzyści a straty: zamiast zwiększyć obrót
bezgotówkowy spowoduje powrót znacznej części społeczeństwa do
gotówki.
Mnie te argumenty wydają się
całkowicie chybione. I potrafię to udowodnić. Zmiany tabel opłat
i prowizji trwają już od dłuższego czasu. Banki antycypują
obniżki interchange i już od kilkunastu miesięcy dostosowują
tabele do nowych warunków. W jaki sposób? Podnoszą opłaty za
karty, ale zwykle tylko dla tych klientów, którzy nie wykonują
nimi transakcji bezgotówkowych. Okazuje się, że to znakomity
doping do rozpoczęcia używania kart w sklepach dla ludzi, którzy
do tej pory wybierali pieniądze z bankomatów i używali gotówki.
Klientom ciężko zrezygnować z wygody, jaką daje karta bankowa a
jednocześnie są na tyle oszczędni, by skorzystać ze sposobu na
uniknięcie dodatkowej prowizji.
O tym, że taki efekt zmian polityki
prowizyjnej w bankach można już zaobserwować, mówią niezależni
eksperci. Można go również dostrzec w statystykach publikowanych
przez Narodowy Bank Polski. Od dłuższego czasu spada dynamika
wzrostów liczby i wartości transakcji w bankomatach. Jednocześnie
dynamika wartości a zwłaszcza liczby transakcji bezgotówkowych
sięga kilkunastu procent w stosunku rocznym. Rośnie też liczba
aktywnych kart płatniczych.
Warto jeszcze wspomnieć o programach
lojalnościowych typu moneyback. Od zawsze uważałem, że nie mają
one sensu, nigdy z nich nie korzystałem i nie mogłem zrozumieć
fascynacji tym wynalazkiem. Dla organizacji płatniczych i banków
posłużyły jednak za kolejny argument przeciwko obniżce
interchange. Malejące wpływy z tego tytułu mają powodować
rezygnację banków z oferowania moneybacków. I bardzo dobrze.
Programy te były kierowane do osób zorientowanych w
kwestiach finansowych. Ludzie ci i tak będą korzystali z kart bez
dodatkowej zachęty ze strony banku. Pozostali zaś klienci, w tym
ja, i właściciele sklepów, nie będą musieli ponosić kosztów
utrzymywania takich programów.
W kwestii wysokości prowizji na rynku
kart będziemy mieli chwilę spokoju. Ale niedługą chwilę. Na
horyzoncie majaczy już bowiem unijna regulacja, która ma obniżyć
interchange jeszcze bardziej niż polski parlament. Debata, która
toczyła się od dwóch lat w Polsce, przeniesie się więc wkrótce
na scenę europejską.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz