W ciągu ostatnich kilku dni o
otwartych funduszach emerytalnych powiedziano bardzo wiele a sprawę
planowanych zmian zasad ich funkcjonowania komentują analitycy,
ekonomiści, politycy, dziennikarze itd. Na marginesie tej dyskusji
chciałbym dołożyć swoje trzy grosze a mianowicie kilka wyliczeń,
o których warto przy tym pamiętać. Moje rachunki to nic nowego i
każdy byłby w stanie przeprowadzić je samodzielnie. W ogólnej
wrzawie jednak wnioski z nich płynące mogą umknąć uwadze.
Fundusze inwestycyjne, w tym OFE,
zarabiają głównie na akcjach, bo w dłuższej perspektywie, ważnej
dla emerytalnych oszczędności, można na nich zyskać najwięcej.
Tak przynajmniej dowodzą specjaliści od rynku kapitałowego. W
polskich warunkach fundusze koncentrują się na największych
spółkach, wchodzących w skład WIG20, bo tylko one są na tyle
płynne, by zaspokoić duży apetyt inwestorów instytucjonalnych.
Indeks funkcjonuje od 1994 roku a w 1995 zanotował historyczne
minimum. To bardzo dobry rok do porównań, bo, przypomnę, mieliśmy
wtedy denominację i w internecie jest sporo informacji na temat
ówczesnych cen różnych produktów. A to przyda się do
wyliczeń, którymi zawracam waszą uwagę. Dla przypomnienia stare
100 zł, to dzisiejszy grosz. Pamiętacie jeszcze tamte banknoty?
Jak wspomniałem w 1995 roku WIG20
zanotował swoje minimum, które wynosiło ok. 600 pkt. Dziś wartość
indeksu wynosi ok. 2200 pkt. Dokonując daleko idących uproszczeń można powiedzieć, że jeżeli ktoś zainwestowałby wtedy w akcje największych spółek notowanych na warszawskiej
giełdzie, udałoby mu się
zarobić ponad 270 proc. Sporo co nie? Średniorocznie daje to 15
proc.
Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę
zmianę wartości naszej waluty w czasie, wynik wcale nie jest już
taki dobry. Akcje nie podrożały bardziej niż np. najczęściej
kupowane przez nas produkty spożywcze. Zgodnie z informacjami z
Wikipedii, tuż przed denominacją kilogram cukru kosztował 9500
starych złotych, czyli 95 groszy po denominacji. Dziś za cukier
płacimy ok. 3,50 zł, a więc jego wartość zwiększyła się od
1995 roku o ok. 270 proc. Mniej więcej o tyle co akcje z WIG20.
Jeszcze bardziej, bo o 350 proc. podrożało mleko, niewiele mniej
jajka i wędliny. Inflacja powoduje więc, że zyski z inwestycji w
akcje pozwalają jedynie na ochronę pieniędzy przed utratą
wartości.
Podobne rezultaty przynosi lokowanie
środków w metalach szlachetnych. W 1995 roku za uncję złota
trzeba było zapłacić ok. 380 dolarów a dziś ok. 1400 dolarów.
Zysk z inwestycji w ten metal wyniósłby zatem ok. 250 proc. Natomiast 35 proc. zarobiliby ci wszyscy, którzy kupiliby dolary. W 1995 roku
za jednego zielonego płacono 2,40 zł. Dziś 3,20-3,30 zł. Udało
mi się znaleźć tylko jeden znaczący rynek, który wyraźnie
pokonał inflację. Wiecie, ile kosztował średnio metr kwadratowy
mieszkania w 1995 roku? Zgodnie z danymi ówczesnego Urzędu
Mieszkalnictwa 860 zł. Dziś to 3,9 tys. zł (dane GUS). Zysk z
inwestycji we własne M wyniósłby więc 350 proc. Ale to marne
pocieszenie, bo, ze względu na zdarzenia jednorazowe, takie jak
wejście do Unii Europejskiej, wynik raczej nie jest do powtórzenia.
Wyliczenia te prowadzą mnie do
prostego wniosku: największy wpływ na wysokość przyszłych
emerytur nie będzie miało to, ile zarobią OFE tylko to, jak dużo
pieniędzy będzie trafiać do systemu: dziś, jeżeli będzie on
oparty o fundusze emerytalne, lub w przyszłości, jeżeli będzie
oparty o ZUS. Per saldo więc o wysokości naszych emerytur będzie
świadczyć kondycja polskiej gospodarki, a nie rodzaj systemu
emerytalnego. Wiara w obietnice dzisiejszych polityków jest raczej
ryzykowna.
2 komentarze:
Niestety widzę we wpisie duże luki w wiedzy o GPW i indeksach giełdowych.
Indeks WIG 20 zupełnie nie nadaje się do takich porównań, nie uwzględnia bowiem w swojej nominalnej wartości kwot wypłaconych dywidend. Inaczej jest z indeksem szerokiego rynku WIG.
W dużym uproszczeniu: kupując koszyk akcji odzwierciedlający skład WIG 20 w 1995 roku zarobilibyśmy nominalnie 270% + wartość wszystkich dywidend wypłacanych w tym czasie przypadających na każdą akcję spółek, które w tym czasie wypłacały dywidendę + dodatkowe zyski z tych dywidend gdybyśmy je reinwestowali choćby na lokatach.
Proszę to przemyśleć i zrobić poprawki, bo inaczej wpis wprowadza w błąd czytelników i niestety jest zupełnie nieprofesjonalny.
Pozdrawiam,
zbyszko64
Ma Pan oczywiście rację, jeżeli chodzi o różnice między indeksami. Gdyby wziąć pod uwagę wartość WIG (na początku 1995 r. wynosiła ok. 7,6 tys.) to wynik byłby o wiele korzystniejszy dla giełdy i wyniósłby ponad 500 proc. bo dziś WIG liczy ok. 49 tys. pkt. Do swoich porównań posłużyłem się jednak indeksem WIG20 ze względu na fakt, że reprezentuje on spółki najbardziej płynne, na których koncentruje się giełdowy obrót. W swoich wyliczeniach dokonałem też daleko idących uproszczeń, co zaznaczyłem we wpisie. Moim celem nie było bowiem wyliczenie z matematyczną precyzją ile fundusze mogłyby zarobić w danej perspektywie czasowej bo to właściwie niemożliwe. Żaden z OFE nie jest przecież funduszem indeksowym i jego portfel nie odzwierciedla składu któregoś indeksu. W związku z tym trzeba by wyliczenia korygować o jakiś timing i decyzje zarządzających. Ja natomiast chciałem tylko zwrócić uwagę na to, że rynek kapitałowy nie może uchodzić za złotą różdżkę, za dotknięciem której nagle z małych kwot zrobią się miliony a z głodowych emerytur świadczenia godziwe. Zwłaszcza, że zarządzający pobierają jeszcze za swoje usługi opłaty. Precyzyjne wyliczenia, oparte o faktycznie zrealizowane przez OFE wyniki historyczne (a więc pokazujące osiągnięcia pracowników PTE) i uwzględniające prowizje pobierane przez zarządzających, nie są dla tych instytucji pochlebne. Zgodnie z wyliczeniami NBP (przedstawionymi wiosną na Komisji Finansów Publicznych)OFE zarobiły dla emerytów średnio 6,6 proc. rocznie bez uwzględnienia inflacji.
Prześlij komentarz