piątek, 5 grudnia 2014

5 gadżetów finansowych, które są, ale nie wiadomo po co

Polski rynek usług finansowych należy do najbardziej konkurencyjnych na świecie. Efektem tego jest mnóstwo usług, które stały się u nas lub pomału stają się powszechne, choć na większości innych rynków mało kto o nich słyszał albo ich wdrażanie idzie jak po grudzie. Przykładów można wymienić sporo a ja wspomnę w tym miejscu choćby o kartach zbliżeniowych, aplikacjach bankowych na smartfony czy płatnościach mobilnych.

Po co na karcie jest pasek magnetyczny, skoro jest tam mikroprocesor http://www.opieniadzachpopolsku.blogspot.com/2014/09/po-co-nam-ten-pasek-skoro-mamy-chip.html

Jednak przy okazji poszukiwania tego „co chwyci” banki obdarowują nas także gadżetami, które albo już na starcie, albo po pewnym czasie okazują się kompletnym niewypałem i klapą. Wiedząc, że mogę narazić się tu czy tam, zaryzykowałem przygotowanie listy kilku takich wodotrysków, które wydają mi się bez sensu a banki utrzymują je w ofercie chyba tylko dlatego, że o nich po prostu zapomniały.

Programy do zarządzania domowym budżetem

Na pierwszym miejscu wymieniłbym narzędzia z kategorii personal finance management. To oprogramowanie, które pomaga w zarządzaniu domowym budżetem. Na niektórych rynkach, np. w USA, robi ono prawdziwą karierę. W nadziei na powtórzenie tego sukcesu sprowadzono je do Polski a w pewnym momencie zdawało się, że staną się nawet rynkowym standardem. Do oferty wprowadziło je kilka banków, m.in. Meritum, Śląski czy Millennium. Szybko okazało się jednak, że Polacy ich nie potrzebują bo, w przeciwieństwie do Amerykanów, korzystają z kart debetowych a nie kredytowych i mają ciągły dostęp do historii swoich wydatków. Poza tym nikomu nie chce się wklepywać do komputera kwot z paragonów.

Przelewy przez Facebooka lub e-mail

Jako pierwszy z naszych banków wprowadził je chyba Alior w Syncu. W jego ślady poszło kilka innych instytucji i mam wrażenie, że konieczność udostępnienia tej funkcji argumentowana była na każdej bankowej konferencji prasowej. Jeszcze chyba dziś niektórym bankowcom wydaje się, że ulubioną czynnością ich klientów, która wypełnia wszystkie wolne chwile, jest pożyczanie sobie gotówki a następnie oddawanie jej za pośrednictwem przelewów na Facebooku. W dobie coraz szerszej sieci akceptacji kart, kiedy nawet „Pan Kanapka” ma przenośny terminal do przyjmowania płatności bezgotówkowych, przelewy przez portal społecznościowy czy pocztę elektroniczną to jakaś nisza, bez której spokojnie można się obejść.

Płatności z wykorzystaniem QR kodów

Może trochę ryzykownie, ale zakładam, że duża część z Was faktury za najważniejsze usługi dostaje pocztą elektroniczną a rachunki opłaca w bankowości internetowej albo mobilnej, zatwierdzając po prostu wcześniej zdefiniowane przelewy jednym kliknięciem. Czy wyobrażacie sobie, że rezygnujecie z tej wygody, wracacie do papierowych blankietów, każdy z nich skanujecie co miesiąc za pomocą aparatu w swojej komórce a następnie potwierdzacie płatność w aplikacji mobilnej? Bo ja nie, ale kilka banków jest innego zdania i oferuje płatności przy wykorzystaniu tzw. QR kodów. Citi Handlowy zdaje się testował nawet to rozwiązanie do opłacania przejazdów w taksówkach. Może gdzieś na świecie to się przyjęło, ale u nas to przeżytek.

Karta z wyświetlaczem

Po każdej płatności w sklepie czy skorzystaniu z bankomatu na niewielkim wyświetlaczu umieszczonym w rogu karty pokazuje się aktualny stan rachunku, do którego karta jest podpięta. Wygodne? Oczywiście. I byłoby wyśmienicie praktycznym wynalazkiem, ale 10 lat temu, kiedy o smartfonach jeszcze nam się nie śniło. Dziś nie trzeba nawet uruchamiać aplikacji na telefonie, by wiedzieć ile mamy na koncie. Zapewniają to widżety, które procentowo lub liczbowo informują o dostępnych środkach. Dodatkowo nic nie kosztują a karta z wyświetlaczem traktowana jest jako prestiżowa i trzeba za nią słono płacić.

NFC w modelu simcentrycznym

Rozumiem organizacje płatnicze, które inwestują w płatności mobilne z wykorzystaniem danych karty umieszczonych na karcie SIM komórki. Nie dziwię się telekomom, że próbują z tego zrobić dodatkowe źródło swoich przychodów. Ale po co w to wchodzą banki skoro mają do dyspozycji rozwiązania o wiele wygodniejsze i tańsze?


To kilka bezsensowych gadżetów, które przyszły mi do głowy. Zgadzacie się ze mną? A może znacie jeszcze inne? Zachęcam do komentowania. Aha, u góry bloga po prawej stronie jest ankieta. Jeżeli jeszcze nie zagłosowaliście, to zapraszam. Zajmie o Wam 3 sekundy. Dzięki.

Fot. na licencji CC

3 komentarze:

Tomek K pisze...

Chyba wszystkie najlepsze symieniłeś :) też nie wiem po co, w jakim celu to, ale może kiedyś będzie to hmmm "modne"?

Tomasz Bełza pisze...

A ja się nie zgodzę w kwestii kodów QR - jest to bardzo wygodne rozwiązanie i w dodatku wcale nie trzeba mieć paperowej faktury! Wystarczy otworzyć fakturę elektroniczną i zrobić zdjęcie aplikacją mobilną. Jest to nawet szybsze niż normalne, komputerowe logowanie się do banku. Minus niestety taki, że kody QR nie są specjalnie popularne w naszym kraju. A ja chętnie bym korzystał z takiej funkcjonalności częściej!

Unknown pisze...

No tak, ale jak się ma zdefiniowanych odbiorców to aplikacją mobilna można płacić bez konieczności skanowania czegokolwiek. Szybciej już się nie da :)