Nie tylko klienci Pekao będą mogli z
nich korzystać, bo aplikacja iKasa jest dostępna także dla
użytkowników Alior Banku i Getinu. Aby dokonać transakcji trzeba
podać kasjerce sześciocyfrowy kod, wygenerowany przez aplikację w
smartfonie. Pracownik sklepu wprowadza cyfry do systemu i następuje
płatność. Wszystko ma być szybkie, łatwe i przyjemne.
Tyle że przed transakcją aplikacja
musi być uruchomiona i połączona z internetem. A w sklepach
Biedronki nie ma zapowiadanego wcześniej WiFi. Władze sieci doszły
do wniosku, że rozwiązanie takie będzie zbyt skomplikowane. Dostęp
do internetu musiałby być zabezpieczony, bo w przeciwnym razie
korzystający z niego łatwo mogliby stać się celem ataku hakerów.
A jeżeli dostęp byłby chroniony hasłem, to klienci musieliby w jakiś
sposób je pozyskiwać a następnie się logować. Oj, wydłużyłoby
to czas transakcji, wydłużyło...
W rezultacie krąg użytkowników
aplikacji będzie ograniczony do najbardziej świadomych właścicieli
telefonów komórkowych, których liczbę w skali kraju pewnie można
określić na ok. milion osób (tak to szacowali kiedyś
przedstawiciele mBanku zapowiadając start płatności zbliżeniowych
NFC w telefonie). Jak dużo z nich kupuje w Biedronce? Pewnie sporo,
ale mimo wszystko będą stanowili tylko niewielką część
wszystkich klientów tej sieci dyskontów.
Pojawia się zatem podstawowe pytanie:
po jasny gwint handlowcom taki eksperyment, skoro z góry
wiadomo, że mało kto będzie z niego korzystał i nie ma szans na
to, by w przyszłości krąg zainteresowanych znacząco się powiększył? Bo pomysły na płatności
mobilne z wykorzystaniem hasła podawanego kasjerce to rozwiązanie
prawie archaiczne i nie przyjmie się choćby nie wiem co. Również
PKO BP musi wartko pracować nad udostępnieniem w swoim IKO
funkcjonalności zbliżeniowej, bo w przeciwnym razie ograniczy grono
swoich użytkowników do wąskiej grupy miłośników gadżetów.
Odpowiedź może być bardzo prosta.
Być może właściciel Biedronki chce przetestować płatności
bezgotówkowe, potwierdzić, że klienci płacący w ten sposób
wydają więcej, albo przynajmniej nie wydają mniej, niż
posługujący się gotówką. I uzasadnić decyzję o rozpoczęciu
akceptacji kart, która, moim zdaniem, jest nieodwracalna. Zwłaszcza,
że Biedronka zabiega o coraz bogatszego klienta. Świadczyć o tym
może choćby fakt, że zabrania mówić o sobie: sieć dyskontów.
Ma więc aspiracje sięgać do kieszeni lepiej uposażonych ludzi,
którzy nie wyobrażają sobie życia bez plastikowej karty. A jak
wytłumaczyć opinii publicznej rozpoczęcie akceptacji przy prowizji
0,5 proc., gdy wcześniej wielokrotnie deklarowało się, że nie
dopuści się do zwiększenia kosztów dla dobra klientów?
Udzielanie odpowiedzi na to pytanie
wydaje się zbędne. Zobaczycie, że w przyszłym roku ostatni
Mohikanin obrotu gotówkowego zakończy pewną erę i rozpocznie
przyjmowanie płatności kartami. I bardzo dobrze bo jako klient
sieci handlowych i fan nowoczesnych technologii w bankowości,
postrzegam Biedronkę jak dinozaura a brak możliwości płacenia tam
kartą jest podstawowym powodem, dla którego jeszcze nigdy nie
zrobiłem zakupów w sklepie z biedronką w logo.
2 komentarze:
Proszę nie przesadzc że są ludzie którzy nie wyobrażają sobie życia bez plastikowej karty!!!Nawet ci lepiej uposażeni :)Bzdurki panie Ja
A ja tam znam takich ludzi :)
Prześlij komentarz