Oglądając telewizyjne
spoty, surfując po korporacyjnych witrynach czy przeglądając
reklamowe foldery banków, można by dojść do wniosku, że dla
polskich instytucji klient jest oczkiem w głowie. W praktyce wciąż
są banki, które traktują go jak zło konieczne. Gdyby tylko udało
im się znaleźć jakiś sposób na zarabianie pieniędzy bez udziału
wiecznie niezadowolonych, narzekających i wylewających swoje żale
na internetowych forach użytkowników kont, kart czy spłacających
kredyty, najchętniej w ogóle nie zawracałyby sobie nimi głowy.
Wiem, że to co wyżej
napisałem nie jest specjalnie odkrywcze i podobne przeświadczenie
ma wielu czytelników tego bloga. Ale ostatnia kontrola
przeprowadzona w bankach przez Urząd Ochrony Konkurencji i
Konsumentów pokazuje, że muszą one jeszcze dużo zmienić, by
przytoczona przez mnie opinia przestała być powszechna.
Raport z kontroli UOKiK
liczy prawie 100 stron i przedstawia kilkadziesiąt grzechów, jakie
mają na swoim sumieniu banki, SKOK-i i prywatne firmy, oferujące
pożyczki gotówkowe. Urząd zbadał w jaki sposób instytucje
przestrzegają znowelizowanej Ustawy o kredycie konsumenckim. I
chociaż generalnie sytuacja nie jest zła, to są kredytodawcy,
którym nad wyraz ciężko przychodzi dostosowanie się do nowych,
korzystnych dla klientów, reguł gry.
Czytając pokontrolny
raport byłem zaskoczony, że pod względem respektowania nowej
ustawy, banki wcale nie wyróżniają się pozytywnie na tle innych
instytucji udzielających pożyczek, w tym niesławnych parabanków.
UOKiK zarzuca bankowcom, że w umowach kredytowych stosują masę
niepoprawnych a wręcz niedozwolonych klauzul. Najczęściej, dzięki
takim zapisom, banki gwarantują sobie możliwość zmiany warunków
spłaty, w tym wysokości oprocentowania oraz prowizji, nie
precyzując, kiedy i w jakim wymiarze te zmiany mogą nastąpić. W
rezultacie więc banki mogą kształtować koszty obsługi zadłużenia
według własnego widzimisię, a klient po podpisaniu umowy
kredytowej, nigdy nie wie, ile faktycznie będzie musiał pieniędzy
oddać.
UOKiK zarzuca też bankom
wiele błędów w procedurach windykacyjnych. Czytając pokontrolny
raport można dojść do wniosku, że pożyczanie pieniędzy od
polskiej instytucji to igranie z ogniem. Wystarczy niewielkie
opóźnienie w spłacie choćby jednej raty, by przeciwko klientowi
zostały wytoczone najcięższe działa, jakich nie powstydziłaby
się radziecka armia w bitwie pod Kurskiem. Ponadto klient nie tylko
jest karany wysokimi odsetkami od zadłużenia przeterminowanego, co
jest zrozumiałe, ale także wysokimi opłatami za czynności
windykacyjne. Banki nie limitują liczby takich działań, dzięki
czemu mogą uczynić z nich doskonałe źródło dodatkowych
dochodów.
To oczywiście przykłady,
odnoszące się zresztą do jednej tylko części działalności
banków. Wydaje mi się, że instytucje mają sporo do zrobienia
także po stronie oferty depozytowej. Kilka dni temu pisałem w
Dzienniku Gazecie Prawnej o tym, jak to kilka banków dyskryminuje
swoich lojalnych klientów, dając im o wiele gorsze warunki
oszczędzania niż klientom nowym, podkupionym od konkurencji. To
zjawisko się nasila i, jak sądzą eksperci, z całą mocą
eksploduje w przyszłym roku.
Podsumowując, nie
chciałbym być przesadnie krytyczny wobec banków. Ale przyznacie,
że nie mają one ostatnio najlepszego „piaru” i takie przypadki
jak tu opisałem na pewno ich wizerunku nie zmienią na lepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz