piątek, 3 sierpnia 2012

Jak dużo banki zarabiają na kartach?


Od kiedy pamiętam właściciele wielkich sieci handlowych w Polsce walczą o obniżenie prowizji interchange, jaką muszą płacić bankom od każdej przyjętej transakcji kartą. Walka nigdy nie zakończyła się jednak sukcesem, bo banki i stojące za nimi wielkie organizacje kartowe, czyli Visa i MasterCard, skutecznie się przed tym potrafiły obronić. Możliwe, że do obniżki dojdzie teraz, bo po stronie sklepów stanął Narodowy Bank Polski.
Ale to temat rzeka i nie o tym chcę dziś napisać. Chcę natomiast zwrócić uwagę na jeden z koronnych argumentów przywoływanych przez organizacje płatnicze i banki, który ma powodować iż redukcja interchange nie jest możliwa, a jeżeli już ją dopuszczają, to na pewno nie w takim stopniu, jakby życzyły sobie tego sieci handlowe. Ów argument to koszty, jakie banki niby ponoszą w związku z wydaniem i obsługą plastików. O ile jednak pamiętam, to nigdy nie pojawiło się konkretne wyliczenie, które czarno na białym pokazałoby, jakie te koszty są. Przedstawiciele banków mówią o jakichś mitycznych już analizach, które mają wskazywać na to, że obsługa kart kosztuje dużo. Postanowiłem więc do tych analiz dotrzeć.
Okazało się jednak, że nie jest to takie proste. Paweł Widawski ze Związku Banków Polskich powiedział mi, że analizy są, ale kosztują bardzo dużo i stać na ich wykonanie tylko Visę i MasterCarda. Banki mają do nich dostęp, ale nie mogą nimi dysponować i ujawniać. Natomiast wspomniane organizacje nie chciały mi tych wyliczeń pokazać. Być może dlatego, że uznano, iż nie jestem godzien, bym dostąpił tej tajemnej wiedzy. Skoro jednak inni dziennikarze także nie potrafili do niej dotrzeć, bo nie przypominam sobie, by kiedykolwiek była ona opublikowana, można wyciągnąć prosty wniosek, dlaczego tak jest: albo tych analiz po prostu nie ma, w co nie chce mi się wierzyć, albo bankom i Visie z MasterCardem bardzo zależy na tym, by nie ujrzały one światła dziennego. Najwidoczniej mają coś do ukrycia. Za pewne koszty obsługi kart są na tyle niskie, że w żaden sposób nie uzasadniają tak wysokiej interchange, jaka występuje w polskich warunkach – wynosi 1,6 proc. i jest najwyższa w Europie.
Próbowałem więc na własną rękę ustalić, ile banki wydają na obsługę kart. Z pomocą przyszedł Karol Stec z Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, która zrzesza największe sieci handlowe w Polsce. W rozmowie ze mną stwierdził, że koszty te muszą być śladowe. A na dowód przypomina, że niedawno Visa poinformowała o obniżeniu interchange dla płatności publicznych takich jak podatki czy opłaty lokalne, do 20 groszy od transakcji. Jeżeli mimo tak niskiej opłaty nadal ich obsługa jest zyskowna, bo ciężko przecież sądzić, że banki i Visa zechcą do nich dokładać, to koszty takich transakcji muszą być jeszcze niższe.
Może jednak Karol Stec nie docenia bankowców, a oni rzeczywiście postanowili wznieść się na wyżyny wspaniałomyślności i wspomóc nasze polskie państwo, które na nadmiar funduszy nigdy nie narzeka. Wtedy Janusz Diemko, prezes firmy First Data Polska, która jest operatorem terminali płatniczych Polcard, poradził mi, by przeanalizować rynek brytyjski. Przykład o tyle ważny, że choć średni interchange wynosi tam ponad 0,3 proc., to dla przyszłościowych transakcji zbliżeniowych jest symboliczny, poniżej jednego pensa. Mimo tego brytyjskie banki nie narzekają na taki stan rzeczy. A koszty działalności w tamtejszej bankowości są o wiele wyższe niż w Polsce, bo i bankierzy więcej tam zarabiają, a i systemy informatyczne działające u nas są o wiele nowocześniejsze i tańsze w utrzymaniu.
Jaki z tego wniosek? Koszty obsługi transakcji kartowych są w Polsce minimalne. Dlatego banki nie chcą ich ujawnić bo straciłyby koronny argument, którym bronią się przed zdecydowaną obniżką prowizji interchange. I nie jest wytłumaczeniem, że dodatkowo muszą ponosić koszty rozwoju rynku kartowego, bo do tego dokładają się przede wszystkim agenci rozliczeniowi, tacy jak First Data czy eService. Pomijam także wydatki związane z produkcją samego plastiku. Banki pobierają dodatkowe prowizje za wydanie i używanie kart, które z powodzeniem ten koszt pokrywają. Oczywiście zerowa interchange byłaby przesadą, bo każdy biznes jest po to, by zarabiać pieniądze. Ale tak wysokie opłaty, jakie muszą ponosić sklepy w Polsce za przywilej przyjmowania płatności kartami, są, delikatnie mówiąc, nieuzasadnione.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Banki to złodzieje. Ot, co.
Sadybiaczek

Unknown pisze...

Tak też powiada mój dobry znajomy z redakcji, chociaż ja bym tego tak nie nazwał. Myślę, że bank jak każda firma, chce sprzedać swój towar tak drogo, jak się da. W normalnych warunkach wolnego rynku sklep nie może w nieskończoność podnosić cen, bo zawsze znajdzie się konkurencja, która dany towar zaoferuje taniej. Ale rynek kart rządzi się własnymi prawami. Tu lepsza jest ta organizacja płatnicza, która jest droższa, bo wtedy może więcej zapłacić bankom wydającym jej karty. A banki chętnie z takiego stanu rzeczy korzystają i cieszą się dobrymi wynikami finansowymi. Każda inna firma na miejscu banku robiłaby pewnie podobnie. Dlatego akurat rynek kart wymaga interwencji z zewnątrz, do czego chyba wreszcie dojdzie.

Anonimowy pisze...

Z autora to musi być lepszy cwaniaczek, nawet na głupim komentarzu potrafi się wylansować. Nie dziwota, że o bankach pisze. Z tej samej gliny ulepiony ;-)
A na poważnie. Interchange pokazuje, że niewidzialna ręka rynku coraz częściej nie zdaje egzaminu. Bo tam, gdzie zbyt wiele niewidzialnego, tym większa pokusa dla uczestników rynku do manipulowania nim. Kryzys pokazał to nam aż zbyt boleśnie. Sektor finansowy bez odpowiedniego nadzoru w ciągu niecałej dekady wyprodukował już nie kilkadziesiąt ale kilka tysięcy narzędzi finansowych służących do pomnażania kaski. A że coraz częściej przypominało to piramidy albo nawet kasyno? Co tam, upadające banki po forsę i tak przyszły do rządów. A te wypłaciły, bo kierowały się strachem przed apokaliptyczną wizją wściekłych ludzi demolujących miasta, bo bankomat powiedział "sorry, nie ma kasy".
Daleko mi do udowadniania, że kontrola gospodarki przez państwo to recepta na powszechne szczęście dla każdego, ale jednak doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że sektor bankowy, koleje, energetyczne sieci przesyłowe jeśli nie powinny pozostawać w rękach państwa to przynajmniej podlegać ścisłej kontroli i ograniczeniom w działalności. I w tym z autorem zgadzam się całkowicie.
Sadybiaczek

Anonimowy pisze...

każda prowizja jest dobra:) kazdy przedsiebiorca narzuca marze i to nie 2% lecz 100 i wiecej %:( co do banków potwierdzam ich prawidłową politykę:)