Właściciel największej sieci
bankomatów w Polsce buduje drugą nogę swojego biznesu. Euronet ma
już 150 wpłatomatów, z których korzystać dziś mogą klienci
pięciu banków, m.in. BRE i Aliora. Banki te mają z nim podpisane dwustronne umowy, na mocy których ich klienci nie płacą
prowizji od transakcji. Jak powiedział mi prezes Euronetu Marek
Szafirski, wkrótce gotówkę będą mogli wpłacać w jego
urządzeniach klienci wszystkich banków w naszym kraju. Szafirski
chwali się, że nie potrzebuje na to kontraktów z tymi
instytucjami, ani zgody Visy lub MasterCarda, bo depozyty nie są
rozliczane przez organizacje płatnicze a karta jest potrzebna
jedynie do identyfikacji numeru konta, na jaki mają trafić
pieniądze.
Ale dla klientów banków, które nie
dogadają się z Euronetem, skorzystanie z jego wpłatomatu będzie
miało konsekwencje finansowe, bo będą musieli za to zapłacić.
Ile, na razie nie wiadomo. Takie działanie Euronetu ma zapewne na
celu przymuszenie niektórych banków by umowy z nim podpisały. Nie
sądzę, aby ludzie byli gotowi wiele zapłacić za przywilej
wpłacania gotówki. Ich głosy mogą jednak przekonać banki do
podjęcia rozmów z siecią. Ta zaś musi szukać dodatkowych
przychodów bo wielkimi krokami zbliża się obniżka interchange od
transakcji kartami w sklepach. Gdy do niej dojdzie niektóre
sieci handlowe, jak np. Biedronka, prawdopodobnie zdecydują się na
rozpoczęcie akceptacji kart płatniczych przy swoich kasach, a ruch
w bankomatach spadnie. Wtedy wpłatomaty mogą pomóc zasypać dziurę
w przychodach, powstałą po spadku liczby wypłat gotówki.
Pojawia się jednak pytanie, którym
bankom wpłatomaty będą potrzebne. Niektóre z nich sieci takich
urządzeń rozbudowują na własną rękę. Przychodzi mi do głowy
choćby Bank Śląski, który ma już ponad 500 maszyn. Swoje
urządzenia stawia także Credit Agricole. A jak powiedział mi
niedawno Ricardo Campos z Millennium, już w tym roku jego bank
również rozpocznie budowę własnej sieci. Skądinąd wiem, że
przymierza się do tego także Pekao SA. Większości banków jednak
wpłatomaty ani ziębią ani grzeją.
Bankowcy, którzy na te urządzenia
patrzą przychylnie, podkreślają wiele ich zalet. Pierwsza to
wypchnięcie osób pragnących wpłacić gotówkę poza salę obsługi
w oddziale. Klient sam sprawę załatwia przy automacie i nie musi
angażować pracownika banku, który zyskuje czas na sprzedaż wysoko
marżowych produktów. No ale najpierw ludzie muszą przyjść do
placówki. A jak donoszą statystycy, klienci coraz rzadziej
odwiedzają banki. Brett King, współtwórca amerykańskiego
Movenbanku, podawał ostatnio przykład Bank of America, w którym w
ciągu 15 ostatnich lat średnia liczba wizyt w oddziale spadła z
prawie 30 do niewiele ponad 3 rocznie na jednego klienta. Nie wróży
to dobrze transakcyjności we wpłatomatach Z drugiej strony dzięki
nim rośnie wartość depozytów. Jak podkreśla np. mBank pieniędzy
na kontach jest tym więcej, im łatwiej jest klientom wpłacać
gotówkę na swoje rachunki. Wydaje się to logiczne. Trzymanie
banknotów w portfelu jest niebezpieczne nie tylko dlatego, że mogą
paść ofiarą pazernego złodzieja, ale i sprytnej żony czy
partnerki właściciela konta, która zawsze znajdzie pomysł, na co
by tu je wydać. Częste odwiedzanie wpłatomatów może więc
przynieść korzyść. W polskich warunkach najczęściej dostrzegają ją jednak
właściciele niewielkich firm, którzy deponują w ten sposób
dzienny utarg ze swoich biznesów. Moment na udostępnienie swojej
usługi Euronet wybrał więc chyba nie najlepszy. Bo spowalniająca
gospodarka nie będzie sprzyjać rozwojowi małych przedsiębiorstw.
Chyba, że nie będzie tak źle z tą gospodarką, czego Euronetowi i
nam wszystkim życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz