poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Samochód od banku 30 proc. taniej. Możliwe?

Zalety zakupów grupowych konsumenci dostrzegli już dawno. Jak wiemy zasada tego typu transakcji jest prosta: grupa kilkunastu czy kilkudziesięciu ludzi, pragnąca nabyć ten sam produkt, organizuje się i składa jedno wspólne zamówienie, zamiast wielu pojedynczych. Dzięki temu może wynegocjować znaczący rabat, bo wiadomo że sprzedawca będzie bardziej skłonny udzielić go klientowi, który kupuje 30 czy 40 lodówek lub telewizorów, niż osobie kupującej tylko jedną sztukę.
W tego rodzaju transakcjach największym problemem jest jednak zorganizowanie grupy osób z różnych części miasta a czasem kraju, które chcą kupić tę samą rzecz. Stąd wielki sukces internetowych serwisów zakupów grupowych, ułatwiających kontakt między klientami. Niestety, jak często w życiu bywa tak i w tym wypadku teoria rozminęła się z rzeczywistością. Kupić coś taniej dzięki serwisom grupowym jest sporą sztuką. Jak czasem wygląda oferta rabatów na tego typu portalach wiem od swojej znajomej, która prowadzi restaurację na warszawskiej Pradze. Jej knajpa realizuje też dostawy do domów i firm. Serwisy zakupów grupowych są jednym z głównych kanałów sprzedaży jej restauracji, bo zamawiający domagają się rabatów.
Jak mówi moja znajoma aby sprzedać coś w ten sposób trzeba zaoferować obniżkę w wysokości kilkudziesięciu procent. Z tym że prowizja operatora serwisu wynosi tyle co rabat. Zatem aby zaoferować klientom pizzę czy pastę 40 proc. taniej, restauracja musi ją sprzedawać 80 proc. poniżej ceny z menu. Zdaniem mojej koleżanki żadna jadłodajnia nie mogłaby sobie na to pozwolić, ale żeby nie rezygnować z ważnego kanału sprzedaży, musi zacząć kombinować. No i kombinuje. Zamiast sprzedawać wprost produkty z menu, tworzy się zestawy kilku produktów, często dodając taki, który nie występuje w stałym menu. Na taki zestaw cenę ustala się dość dowolnie po to, by nawet po rabacie w wysokości kilkudziesięciu procent wyjść na swoje. Innymi słowy klientowi wydaje się, że kupuje towar taniej, choć faktycznie zniżki nie ma lub jest ona symboliczna.
Świat finansów, przynajmniej w Polsce, długo opierał się fascynacji zakupom grupowym, ale wiecznie trwać to nie mogło i wreszcie „kuponomania” dotarła i tu. Z różnym szczęściem próbowały tego Alior Bank, Bank Śląski czy Raiffeisen. Z reguły sprzedawały w ten sposób kupony, gwarantujące premię finansową w przypadku założenia konta w danej instytucji. Nowy rozdział w tej dziedzinie otworzyły wspólnie Tax Care i Idea Bank. Korzystając z dużej bazy klientów firmowych, którą już posiadają, zaoferowały możliwość zakupu grupowego samochodów. Jak mówi Adrian Jarosz, prezes Tax Care, przedsiębiorcy korzystający z usług jego firmy lub Idea Banku mogą liczyć na ceny samochodów nawet o 30 proc. niższe niż w katalogu. Usługa właśnie wystartowała. Tax Care liczy, że dzięki oferowaniu takiej możliwości zdobędzie więcej klientów. Idea Bank natomiast ma nadzieję, że firmom zdecydowanym na kupno auta w taki sposób, sprzeda kredyt na jego sfinansowanie.
Nie wiem, jak to wszystko wygląda w praktyce. Usługa dopiero co trafiła do oferty tych instytucji i pewnie jeszcze niewielu klientów z niej skorzystało. Gdyby któryś z nich przypadkiem czytał tego bloga, chętnie poznam jego opinię. Wydaje mi się, że możliwość naciągania rabatów jest tu mniejsza, niż w przypadku restauracji. W końcu liczba modeli samochodów, w przeciwieństwie do rodzajów pizzy, jest ograniczona i w każdym salonie w kraju ten sam np. Peugeot Partner z tym samym silnikiem i wyposażeniem kosztuje mniej więcej podobnie. Próba oszukania na rabatach jest więc łatwa do zdemaskowania. Wierzyć mi się jednak nie chce, że któryś z dilerów zdecyduje się sprzedać samochód o 30 proc. taniej niż w cenniku. Z tego co wiem marże dilerów sięgają najwyżej kilkunastu procent ceny auta. Stąd wniosek, że sprzedając pojazd klientowi Tax Care z rabatem 30 proc. właściciel salonu musiałby do interesu dokładać. A ja w Św. Mikołaja nie wierzę. Chociaż kto wie, w końcu do grudnia wcale nie tak daleko.

Brak komentarzy: