Zalety zakupów grupowych konsumenci
dostrzegli już dawno. Jak wiemy zasada tego typu transakcji jest
prosta: grupa kilkunastu czy kilkudziesięciu ludzi, pragnąca nabyć
ten sam produkt, organizuje się i składa jedno wspólne zamówienie,
zamiast wielu pojedynczych. Dzięki temu może wynegocjować znaczący
rabat, bo wiadomo że sprzedawca będzie bardziej skłonny udzielić go klientowi, który kupuje 30 czy 40 lodówek lub telewizorów, niż
osobie kupującej tylko jedną sztukę.
W tego rodzaju transakcjach największym
problemem jest jednak zorganizowanie grupy osób z różnych części
miasta a czasem kraju, które chcą kupić tę samą rzecz. Stąd
wielki sukces internetowych serwisów zakupów grupowych,
ułatwiających kontakt między klientami. Niestety, jak często w
życiu bywa tak i w tym wypadku teoria rozminęła się z rzeczywistością. Kupić coś taniej dzięki serwisom grupowym jest
sporą sztuką. Jak czasem wygląda oferta rabatów na tego typu
portalach wiem od swojej znajomej, która prowadzi restaurację na
warszawskiej Pradze. Jej knajpa realizuje też dostawy do domów i
firm. Serwisy zakupów grupowych są jednym z głównych kanałów
sprzedaży jej restauracji, bo zamawiający domagają się rabatów.
Jak mówi moja znajoma aby sprzedać
coś w ten sposób trzeba zaoferować obniżkę w wysokości
kilkudziesięciu procent. Z tym że prowizja operatora serwisu wynosi
tyle co rabat. Zatem aby zaoferować klientom pizzę czy pastę 40
proc. taniej, restauracja musi ją sprzedawać 80 proc. poniżej ceny
z menu. Zdaniem mojej koleżanki żadna jadłodajnia nie mogłaby
sobie na to pozwolić, ale żeby nie rezygnować z ważnego kanału
sprzedaży, musi zacząć kombinować. No i kombinuje. Zamiast
sprzedawać wprost produkty z menu, tworzy się zestawy kilku
produktów, często dodając taki, który nie występuje w stałym
menu. Na taki zestaw cenę ustala się dość dowolnie po to, by
nawet po rabacie w wysokości kilkudziesięciu procent wyjść na
swoje. Innymi słowy klientowi wydaje się, że kupuje towar taniej,
choć faktycznie zniżki nie ma lub jest ona symboliczna.
Świat finansów, przynajmniej w
Polsce, długo opierał się fascynacji zakupom grupowym, ale
wiecznie trwać to nie mogło i wreszcie „kuponomania” dotarła i
tu. Z różnym szczęściem próbowały tego Alior Bank, Bank Śląski
czy Raiffeisen. Z reguły sprzedawały w ten sposób kupony,
gwarantujące premię finansową w przypadku założenia konta w
danej instytucji. Nowy rozdział w tej dziedzinie otworzyły wspólnie
Tax Care i Idea Bank. Korzystając z dużej bazy klientów firmowych,
którą już posiadają, zaoferowały możliwość zakupu
grupowego samochodów. Jak mówi Adrian Jarosz, prezes Tax Care,
przedsiębiorcy korzystający z usług jego firmy lub Idea Banku mogą
liczyć na ceny samochodów nawet o 30 proc. niższe niż w katalogu.
Usługa właśnie wystartowała. Tax Care liczy, że dzięki
oferowaniu takiej możliwości zdobędzie więcej klientów. Idea
Bank natomiast ma nadzieję, że firmom zdecydowanym na kupno auta w
taki sposób, sprzeda kredyt na jego sfinansowanie.
Nie wiem, jak to wszystko wygląda w
praktyce. Usługa dopiero co trafiła do oferty tych instytucji i
pewnie jeszcze niewielu klientów z niej skorzystało. Gdyby któryś
z nich przypadkiem czytał tego bloga, chętnie poznam jego opinię.
Wydaje mi się, że możliwość naciągania rabatów jest tu
mniejsza, niż w przypadku restauracji. W końcu
liczba modeli samochodów, w przeciwieństwie do rodzajów pizzy,
jest ograniczona i w każdym salonie w kraju ten sam np. Peugeot
Partner z tym samym silnikiem i wyposażeniem kosztuje mniej więcej
podobnie. Próba oszukania na rabatach jest więc łatwa do
zdemaskowania. Wierzyć mi się jednak nie chce, że któryś z
dilerów zdecyduje się sprzedać samochód o 30 proc. taniej niż w
cenniku. Z tego co wiem marże dilerów sięgają najwyżej
kilkunastu procent ceny auta. Stąd wniosek, że sprzedając pojazd
klientowi Tax Care z rabatem 30 proc. właściciel salonu musiałby
do interesu dokładać. A ja w Św. Mikołaja nie wierzę. Chociaż
kto wie, w końcu do grudnia wcale nie tak daleko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz