wtorek, 25 września 2012

Wirus atakuje klientów mBanku

Ataki hakerów na klientów banków to chleb powszedni w dobie bankowości internetowej. Ostatnio dowiedziałem się o nowej formie działalności intruzów. Jej ofiarą stają się użytkownicy kont w mBanku. Instytucja ta ostrzega swoich klientów, że w sieci pojawił się nowy wirus – trojan, który przejmuje władzę nad komputerem oraz przeglądarką internetową zarażonego komputera. Dzięki temu może bez wiedzy użytkownika modyfikować zawartość wyświetlanych stron. Oczywiście nie interesują go witryny serwisów informacyjnych czy portali społecznościowych, tylko strona serwisu transakcyjnego banku.
Jak ostrzega mBank, użytkownik zainfekowanego komputera po zalogowaniu zamiast listy posiadanych rachunków, widzi komunikat, którego forma przypomina wiadomości kierowane przez bank do klientów. Fałszywy komunikat sugeruje, że na konto klienta przez pomyłkę trafiły środki obcej osoby i trzeba je oddać, wykonując standardowy przelew na podany rachunek. Jeżeli ktoś złapie się na tak zastawioną pułapkę, z przesłanymi pieniędzmi może się pożegnać. Nie sądzę, aby większość aktywnych klientów mBanku dało się na to nabrać. Jednak ci, którzy na konto wchodzą rzadziej, mogą wpaść w sidła cyberprzestępców.
Przy okazji przypomniałem sobie ostrzeżenia przed zagrożeniami jakie niesie ze sobą integracja konta bankowego z mediami społecznościowymi. Temat podnoszą specjaliści od bezpieczeństwa w sieci. Po moim wpisie na ten temat odezwali się do mnie ludzie z Aliora. Chcieli udowodnić, że kradzież pieniędzy z wykorzystaniem aplikacji do przesyłania pieniędzy znajomym z Facebooka jest praktycznie niemożliwa. Funkcję taką udostępniono klientom Alior Synca. Niedawno dodano też możliwość przesyłania pieniędzy na adres e-mail. Przedstawiciele Aliora dowodzą, że operacje takie są w pełni bezpieczne choćby z tego powodu, że każda z nich jest zabezpieczona hasłem jednorazowym, wysyłanym na zarejestrowany w systemie banku numer telefonu komórkowego klienta.
Czuję się przekonany, ale przykład ostatniego ataku na mBank pokazuje, że choć kreatywność przestępców nie zna granic, to często uciekają się oni do najprostszych metod. A to może uśpić czujność klientów. Stronę Facebooka o wiele łatwiej skopiować niż stronę serwisu transakcyjnego banku. Jak to wykorzystać do kradzieży pieniędzy łatwo sobie wyobrazić. Choćby poprzez przejęcie kontroli nad kontem użytkownika FB i rozesłanie do wszystkich jego znajomych informacji z prośbą o drobną pożyczkę na fałszywy adres e-mail. Przy masowej wysyłce zawsze może się znaleźć jakaś część osób, która połknie haczyk i klops gotowy. Choć oczywiście na tej samej zasadzie w kradzieży pieniędzy może pomóc zwykła wysyłka listów z książki adresowej w programie e-mail, zainstalowanym na komputerze osobistym. I nie trzeba do tego Facebooka. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że z nowoczesnych narzędzi korzystają ludzie obyci z tymi instrumentami, i tak łatwo nie dadzą się nabrać.

Brak komentarzy: