czwartek, 5 czerwca 2014

Kiedy się nie bronić, gdy zaatakuje mPos

To prawie jak inwazja. Już kilka firm zamierza sprzedawać na polskim rynku mPosy, czyli niewielkie urządzenia elektroniczne, które po połączeniu ze smartfonem zamieniają się w przenośne terminale do przyjmowania płatności kartami bankowymi. Pierwszy był Payleven, później testy swojego urządzenia rozpoczęła spółka Paymax, która sprzedaż ma zamiar rozpocząć jeszcze w czerwcu, a kilka dni temu o wdrożeniu swojego mPosa poinformowała firma Sumup. Jeszcze co najmniej dwie inne firmy pracują nad swoimi rozwiązaniami w tym zakresie.

A terminal Sumup wygląda tak:

 

mPosy zrobiły ogromną karierę w niektórych krajach, np. w Stanach Zjednoczonych. W Polsce, jak dotąd, tego sukcesu nie powtórzyły. Czy to się wreszcie uda? Zależeć pewnie będzie od kilku czynników, między innymi od wzrostu popularności kart wśród klientów. mPosy kierowane są do najmniejszych firm, zwykle osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, takich jak hydraulicy czy kosmetyczki. Tajemnicą poliszynela jest, że duża część z nich woli żywą gotówkę niż płatność kartą ze względu na unikanie podatków. Dopiero więc nacisk ze strony klientów mógłby nakłonić ich do zakupu terminala.

Ale sukces mPosów zależeć też będzie od ceny tych urządzeń oraz wysokości prowizji pobieranych od transakcji przyjmowanych za ich pośrednictwem. I tu pojawia się problem, bo oferta kierowana dziś do polskich klientów wygląda dość słabo w porównaniu z tradycyjnymi terminalami, które też przecież mogą występować w wersji mobilnej. Oto drobne wyliczenia, które wykazują komu ewentualnie opłacać się będzie zakup mPosa.

Najniższa prowizja za transakcje mPosem wynosi dziś 2,25 proc. (Sumup). Stawka zmieni się zapewne od lipca, kiedy spadnie interchange. Zakładam, że wówczas wynosić będzie ok. 2 proc. W tym samym czasie prowizja od transakcji tradycyjnym terminalem powinna obniżyć się do ok. 1 proc. Opłata za jego wynajem wynosi jakieś 80 zł miesięcznie. To oznacza, że przy przychodach realizowanych kartami w wysokości 8 tys. zł, zakup mPosa przestaje się kalkulować ekonomicznie, mimo braku abonamentu. Koszt jego obsługi zrównuje się bowiem z kosztem obsługi urządzenia tradycyjnego, gdzie występuje prowizja i abonament. Do tego dochodzi jeszcze cena mPosa, która wynosi od 295 zł do 430 zł. W praktyce jest to bezzwrotna kaucja gdyż po zakończeniu umowy urządzenia nie można odsprzedać tylko należy je zwrócić do operatora. To wymogi organizacji płatniczych. A ceny mPosów prawdopodobnie jeszcze wzrosną. Producenci pracują bowiem nad dostosowaniem swoich wyrobów do technologii zbliżeniowej, co zapewne podniesie koszt ich zakupu.

Ile zatem osób prowadzących działalność gospodarczą i zainteresowanych rozpoczęciem akceptacji kart może zdecydować się na zakup mPosa? Ciężko powiedzieć ale z moich nieoficjalnych informacji wynika, że Payleven, który na rynku działa już ponad rok, nie zdobywa klientów tak szybko jak przewidywał biznesplan. Spadek interchange a w związku z tym większa konkurencja ze strony tradycyjnych terminali, na pewno w pozyskiwaniu nowych akceptantów nie pomoże. Sytuację być może poprawi polityka MasterCarda i Visy, które zamierzają dopłacać do mPosów. Na razie jednak nikt jeszcze tych dopłat nie widział bo organizacje chcą dotować jedynie urządzenia zbliżeniowe. A na nie przyjdzie poczekać pewnie do przyszłego roku.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Liczy się tylko złoto, srebro, żywa gotówa i ziemia. Reszta to żydowskie oszustwo.