To
prawie jak inwazja. Już kilka firm zamierza sprzedawać na polskim rynku mPosy,
czyli niewielkie urządzenia elektroniczne, które po połączeniu ze smartfonem
zamieniają się w przenośne terminale do przyjmowania płatności kartami
bankowymi. Pierwszy był Payleven, później testy swojego urządzenia rozpoczęła
spółka Paymax, która sprzedaż ma zamiar rozpocząć jeszcze w czerwcu, a kilka
dni temu o wdrożeniu swojego mPosa poinformowała firma Sumup. Jeszcze co
najmniej dwie inne firmy pracują nad swoimi rozwiązaniami w tym zakresie.
A terminal Sumup wygląda tak:
mPosy
zrobiły ogromną karierę w niektórych krajach, np. w Stanach Zjednoczonych. W
Polsce, jak dotąd, tego sukcesu nie powtórzyły. Czy to się wreszcie uda? Zależeć
pewnie będzie od kilku czynników, między innymi od wzrostu popularności kart
wśród klientów. mPosy kierowane są do najmniejszych firm, zwykle osób
prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, takich jak hydraulicy czy
kosmetyczki. Tajemnicą poliszynela jest, że duża część z nich woli żywą gotówkę
niż płatność kartą ze względu na unikanie podatków. Dopiero więc nacisk ze
strony klientów mógłby nakłonić ich do zakupu terminala.
Ale
sukces mPosów zależeć też będzie od ceny tych urządzeń oraz wysokości prowizji
pobieranych od transakcji przyjmowanych za ich pośrednictwem. I tu pojawia się problem,
bo oferta kierowana dziś do polskich klientów wygląda dość słabo w porównaniu z
tradycyjnymi terminalami, które też przecież mogą występować w wersji mobilnej.
Oto drobne wyliczenia, które wykazują komu ewentualnie opłacać się będzie zakup
mPosa.
Najniższa
prowizja za transakcje mPosem wynosi dziś 2,25 proc. (Sumup). Stawka zmieni się
zapewne od lipca, kiedy spadnie interchange. Zakładam, że wówczas wynosić będzie
ok. 2 proc. W tym samym czasie prowizja od transakcji tradycyjnym terminalem
powinna obniżyć się do ok. 1 proc. Opłata za jego wynajem wynosi jakieś 80 zł
miesięcznie. To oznacza, że przy przychodach realizowanych kartami w wysokości
8 tys. zł, zakup mPosa przestaje się kalkulować ekonomicznie, mimo braku abonamentu.
Koszt jego obsługi zrównuje się bowiem z kosztem obsługi urządzenia
tradycyjnego, gdzie występuje prowizja i abonament. Do tego dochodzi jeszcze cena
mPosa, która wynosi od 295 zł do 430 zł. W praktyce jest to bezzwrotna kaucja gdyż
po zakończeniu umowy urządzenia nie można odsprzedać tylko należy je zwrócić do
operatora. To wymogi organizacji płatniczych. A ceny mPosów prawdopodobnie
jeszcze wzrosną. Producenci pracują bowiem nad dostosowaniem swoich wyrobów do
technologii zbliżeniowej, co zapewne podniesie koszt ich zakupu.
Ile
zatem osób prowadzących działalność gospodarczą i zainteresowanych rozpoczęciem
akceptacji kart może zdecydować się na zakup mPosa? Ciężko powiedzieć ale z
moich nieoficjalnych informacji wynika, że Payleven, który na rynku działa już ponad
rok, nie zdobywa klientów tak szybko jak przewidywał biznesplan. Spadek
interchange a w związku z tym większa konkurencja ze strony tradycyjnych
terminali, na pewno w pozyskiwaniu nowych akceptantów nie pomoże. Sytuację być
może poprawi polityka MasterCarda i Visy, które zamierzają dopłacać do mPosów.
Na razie jednak nikt jeszcze tych dopłat nie widział bo organizacje chcą
dotować jedynie urządzenia zbliżeniowe. A na nie przyjdzie poczekać pewnie do
przyszłego roku.
1 komentarz:
Liczy się tylko złoto, srebro, żywa gotówa i ziemia. Reszta to żydowskie oszustwo.
Prześlij komentarz