Choć
dla większości z Was może wydawać się to głupim żartem to fakty są takie, że
niektóre banki całkiem poważnie biorą pod uwagę możliwość wyłączenia funkcji
zbliżeniowej w wydawanych przez siebie kartach debetowych. Takie działanie ma
być jednym z elementów obrony przed skutkami obniżek prowizji od transakcji
bezgotówkowych (interchange).
Jak
wiecie prowizja ta wynosi dziś w Polsce 0,5 proc. a wkrótce spadnie prawdopodobnie
do 0,2-0,3 proc. Komisja Europejska ma plany idące jeszcze dalej – dla tzw.
mikropłatności interchange ma wynosić zaledwie 0,1 proc. Taką prowizją mają być
obarczone wszystkie transakcje o wartości do równowartości 20 euro. W polskich warunkach
w tym limicie zmieści się pewnie z 95 proc. wszystkich płatności kartami więc średnia
realna stawka interchange będzie niewiele wyższa od 0,1 proc.
Tymczasem
banki utrzymują, że opłacalność wydawnictwa kart w modelu oferowanym przez Visę
i MasterCarda kończy się przy prowizji na poziomie 0,5-0,7 proc. Jeżeli to
prawda, wkrótce będą musiały albo zamknąć biznes kartowy albo wymyślić dla niego nowy model
finansowania.
I
wymyślają. Od tradycyjnych sposobów, polegających na podnoszeniu opłat za
wydanie czy używanie karty, przez likwidację programów promujących aktywne
korzystanie z plastiku (tzw. moneybacki) aż po koncepcje z kategorii co najmniej oryginalnych.
O jednym z nich piszę dziś w DGP. BZ WBK zastanawia się, czy nie powrócić do
wydawania kart bankomatowych. Działałyby tylko w urządzeniach tego banku i nie
miałyby logo międzynarodowych organizacji płatniczych. W rezultacie bank mógłby
zaoszczędzić na opłatach licencyjnych, ponoszonych na rzecz MasterCarda i Visy.
Inny
pomysł to wprowadzenie bankomatów dostępnych wyłącznie dla własnych klientów. Nie
jest tajemnicą, że właściciele tych urządzeń do dziś nie mogą wybaczyć organizacjom płatniczym obniżenia kilka lat temu prowizji od wypłat gotówki do ok. 1,3 zł. To czyni nisko opłacalnym utrzymywanie sieci bankomatów, za to jest doskonałym prezentem dla banków, które ich nie zbudowały, takich jak Alior czy mBank.
Wreszcie
najciekawszym pomysłem na biznes kartowy po nowemu jaki usłyszałem, jest wyłączenie
funkcji zbliżeniowej w kartach debetowych. Chodzi o to, że możliwość
wykonywania szybkich płatności bezstykowych zachęca do płacenia w ten sposób za
niewielkie zakupy, na czym banki będą tracić najwięcej. Zubożenie karty
debetowej o tę możliwość miałoby zatem wybić z głowy klientom używania
debetówki do płacenia za gazetę czy fajki w kiosku. Wciąż mogliby to robić
kartą kredytową. Miałoby to więc przekonać dużą część klientów do polubienia
kredytówek. Na nich bank zarabia więcej, bo nie dość, że ma interchange to
jeszcze odsetki od zadłużenia.
Jeżeli
korzystacie jedynie z debetówki i lubicie płacić zbliżeniowo a wizja rezygnacji z tego
rozwiązania przynajmniej was martwi – możecie spać spokojnie. Moim zdaniem ma ona niewielkie szanse na się urzeczywistnienie.
Bankom nie pozwoli na to ryzyko utraty klientów. A nawet jeżeli ktoś się na to zdecyduje, to na pewno pozostaną instytucje, oferujące zbliżeniowe debetówki, więc zawsze będzie się gdzie
przenieść.
Fotografia na licencji CC.
Fotografia na licencji CC.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz